Kometo,
czymże jest wędrówka bez celu? Wędrowałem chcąc poznać prawdziwe
uczucie euforii, rozsadzającej mnie od środka. Euforii, która ma początek i
koniec.
Niegdyś zapisałem, że koniec to początek nowej historii. Nowy
początek, nowy szlak i nowy cel. Dowiódłbym tylko, iż ma wędrówka nie posiada
mety. Odnajdę swoją przystań? Powiedz mi tylko, gdzie zatrzymać się mam.
A start? Zacząłem od tego miejsca, w którym teraz stoję i wpatruję
się w przestrzeń, która dzieli mnie od Ciebie. Czy znajdę Cię zaplątaną
wiatrem, objętą ramionami oceanu?
Płonie we mnie nadzieja, dusi się, próbuje opuścić, lecz nie
pozwalam jej. To dobrze czy źle?
Płonę ciszą, nienagannie czystą.
Płomień rozgarnia melancholie do spalonej rzeki wspomnień. Wyciszam szepczące
serce. Wylewam sekundy na teatr słów. Gram duszą. Ścigam powietrza smak w
trosce o skryte ścieżki ciemności. Zaczarowane, niepowtarzalne piękno.
Samobójcze,
nieosiągalne piękno.
Olimp
Płonę ciszą, nienagannie czystą.
Olimpie,
Spalam się.
Patrząc dogłębnie na świat, chowam się w świetle cienia. Głęboko zapuszczając się w
gąszcz własnego umysłu. Zagubiłam się, odszukując drogę do jaskini sprzecznych ze sobą uczuć. Zauważam
zmiany w środku, gdzieś daleko. Nie potrafię do tego dotrzeć.
Spalam się.
Jestem codziennością niosącą za sobą zło. Monotonnością niosącą za
sobą wszelkie konsekwencje za swe czyny. Wodospadem rutyny gojącej czas. Wpadam
do czarnej dziury, odszukując niebo w ramionach zapachu bezpiecznego oceanu.
Spalam się.
Pękła bomba czasu, a ja topię się w zakamarkach chłodnego tenoru.
Melodia grająca w mojej duszy świeci się beztrosko. Przechodzi przeze mnie
masowa ilość gwiazd, by rozświetlić drogę sercu.
Spalam się.
Zamykam cząstkę kwiatu. Skrzydła trzaskają o budynek srebrnej
maski uczuć. Żelazna brama otwiera się na błysk pieczęci serca. Smuga kryształu
kieruje się w oddaloną woń aureoli żywiołów.
Spalam się, chroniąc Twoją drogę.
Kometa