Nie odzywałam się do rodziny, nawet do głowy mi nie przyszło by
podejść do nich i przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Po prostu byłam
wytrącona z równowagi. Wychodziłam jedynie w nocy, tylko gdy zaczęłam się robić
głodna lub chciałam wyjść na świeże powietrze. Westchnęłam cicho i zacisnęłam
ręce na swoich dresowych spodniach. Siedziałam na parapecie przyglądając się
miastu, a raczej jego fragmentowi. Oparłam podbródek o kolana i przymknęłam
powoli oczy. Otworzyłam po omacku okno i wsłuchiwałam się w błogą ciszę.
Uśmiechnęłam się leciutko, kiedy usłyszałam ćwierkanie ptaszków.
Była to kojąca melodia, która była małą, ale istniejącą tarczą dla mojego
serca, duszy, myśli; całej mojej egzystencji. Zaczerpnęłam głęboko powietrza,
tylko po to by zaraz je wypuścić, z krótkim świstem.
Do moich uszu zaczęły dochodzić różne hałasy z dołu. Ciche warkoty
silników, nieznajome mi głosy, wychyliłam się nieco za okno i ujrzałam pięć
samochodów. Zauważyłam rodziców witających się z jakimiś obcymi ludźmi. Mimo,
że byłam ciekawa któż to był, nie ruszyłam się na dół. Słyszałam pisk jakieś
dziewczynki, chyba w wieku Eugenii.
Pokręciłam głową, kojarzyłam ludzi, ale nie mogłam sobie przypomnieć z
kim.
Zeszłam z parapetu, gdy dostrzegłam, że przygląda mi się jakiś
czarnowłosy mężczyzna. Jego oczy hipnotyzujące, nawet z daleka. Odsunęłam się
szybko od okna i zeszłam z parapetu. Rozejrzałam się dookoła i ubrałam w miarę
przyzwoitą sukienkę; czarno–turkusową – czarna część podtrzymywała biust, miała
nałożoną koronkę, natomiast dalsza część; turkusowa, miała małe diamenciki na
materiale i była nieco luźna, przed kolanko. Czarne szpilki i srebrne dodatki
dopełniały wszystko i dodawały stroju uroku. Włosy upięłam delikatnie w koka,
niektóre kosmyki buntowniczo znalazły się na wolności.
Wyszłam z pokoju i zdecydowanym krokiem ruszyłam do salonu, gdzie
aktualnie – w moim mniemaniu, znajdowali się goście. Weszłam do pomieszczenie
dumnie, a każda para oczu spojrzała na mnie. Zmierzyłam wszystkich krótkim
spojrzeniem.
– Witam serdecznie, jestem… – nie dokończyłam, gdy poczułam rękę
na swoim ramieniu.
– Jesteś moją przyszłą żoną – dokończył za mnie czarnowłosy,
którego widziałam przez okno, zaskoczona spoglądałam w jego tęczówki. –
Zostaliśmy już sobie przedstawieni, a jeśli nie pamiętasz jestem Sebastian,
książę Sebastian z Veltany.
Dodał ze swoim słynnym uśmiechem adonisa, a ja kiwnęłam tylko
głową.
– Wasza królewska mość – skłoniłam się przed królem i jego
małżonką. Wzięłam głęboki oddech i obdarzyłam ich najpiękniejszym uśmiechem
jakim tylko mogłam. Usiadłam z gracją na fotelu, gdy dobiegł mnie głośny
chichot mojej siostry i tej dziewczynki. Brew mimowolnie podjechała mi do góry.
Wiedziałam, że coś było nie tak z moją mimiką twarzy.
– Wybacz Beatrice, ale śmiesznie tak wyglądasz – powiedziała trzynastolatka
rozbawiona. Utworzyłam usta ze zdziwienia.
– Twoje miny księżniczko są przekomiczne, widać, że jesteś tu
tylko i wyłącznie z obowiązku oraz z ciekawości co też mają ci do powiedzenia,
och i nie tylko! Wniesiemy w twoje życie dużo śmiechu. Chodź wybierzemy się na
spacer po twoim przepięknym ogrodzie. Sebastianie jeśli mógłbyś nam towarzyszyć
byłybyśmy mile zaszczycone! – zawołała czarnowłosa rozbawiona, a jej brat
skinął tylko głową.
Śmiech udzielił się pozostałym oprócz mi i Sebastianowi. Wstałam
nieco niedbale z fotela, na którym było mi niewygodnie poprzez sztywność
siedzenia na nim. Ruszyłam za
dziewczynkami, wydawało mi się, że zaprzyjaźnią się; na samą myśl moją twarz
przyozdobił uśmiech, ten szczery i ostatnio rzadko u mnie spotykany. Zachichotałam
cicho widząc ja te zaczęły zrywać ulubione kwiaty mojej matki.
– Pierwszy raz widzę, że uśmiechasz się nie z przymusu.
Usłyszałam męski, głęboki głos. Po moim ciele przeszły ciarki,
których nie umiałam opanować. Spojrzałam w końcu na niego i obdarzyłam go tym
samym uśmiechem co dziewczyny. Może małżeństwo z nim nie będzie takie złe?
Chociaż nadal miałam wątpliwości czy nie uciec stąd daleko, to coraz bardziej
przekonywałam się, że to mój obowiązek, że wszystko się jakoś ułoży;
przynajmniej nie wyjdę za mąż za jakiegoś niezbyt przyjemnego dla oka
mężczyzny.
Stanęłam na chwilę i przymknęłam oczy rozkoszując się ciepłem
słońca, szumem wiatru i radosnego ćwierkania ptaków. Czułam na sobie wzrok
Sebastiana.
– Przecież czuję twój wzrok na sobie książę – zamruczałam cicho, a
on jak na zawołanie otrząsnął się z zadumy. Roześmiałam się lekko i pokręciłam
głową.
Musisz grać, pamiętaj… nie daj po sobie poznać, że coś jest nie
tak, powtarzałam sobie w myślach.
– Cóż, wystarczy mi świadomość, że takie widoki będę miał na całe
życie – powiedział swoim niecodziennym głosem i już wiedziałam, że spróbuje
wszystkiego by mnie oczarować. Słyszałam już ten charakterystyczny ton kiedy
podrywał na balu córkę mojej matki koleżanki, której nie bardzo pamiętam. Nie interesowałam
się bliżej znajomymi moich rodziców.
Westchnęłam ciężko.
– Powiem wprost, nie podoba mi się fakt, że muszę wychodzić za
mąż. Już nie chodzi o sam fakt, że nim będziesz ty, tylko o to, że moi
wielmożni rodzice zmuszają mnie do czegoś czego wcale nie chcę, Boże, ja nawet
nie wiem ile masz lat! A co dopie… – urwałam, gdy ten przyłożył mi palec
wskazujący do ust. Spojrzałam na niego niemile zaskoczona, nie lubiłam, gdy
nieznani mi bliżej mężczyźni mnie dotykają; przy tańcu to rozumiem, ale tak na osobności?
Nigdy w życiu! W głowie nie mieściło mi się to, że mógłby posunąć się do tak
intymnego dotyku.
Swoimi męskimi dłońmi już po chwili dotykał moich policzków.
Stałam jak sparaliżowana nie widząc co zrobić.
– Posłuchaj mnie, od razu upatrzyłem sobie ciebie jako moją żonę,
widzę, że masz temperament godzien każdej przyszłej księżnej, lecz potrafisz
się zachować tez w towarzystwie przyzwoicie i bardzo mnie to cieszy, rozumiesz?
Ciężko znaleźć młodą żonę, która przystanie na to by zachowała się naturalnie.
Inne kobiety mnie przerażały swoją przemądrzałością, wiesz? Ale ty jesteś inna,
wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, więc nie odrzucaj mnie, bo zmusił cię los do
bycia moją żoną, dobrze? – powiedział szybko, nieco zdenerwowany. Oaza spokoju
się skruszyła. Wzięłam głęboki oddech kładąc ręce na jego i po chwili zsuwając
je ze swojego ciała. Kiwnęłam głową i odsunęłam się na bezpieczną odległość.
Czułam się obserwowana. Ponownie.
– Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy obserwowani? Przez twoją
siostrę i Eugenię, oraz naszych rodziców – westchnęłam poirytowana.
Zero prywatności, dosłownie zero.
~
Bolał mnie fakt, że czuję się inaczej, po wypowiedzianych słowach
Sebastiana; zakazałam sobie jakiejkolwiek sympatii do tego człowieka. Może
okazywałam to dziwnie, a moje słowa, czyny i myśli były ze sobą sprzeczne to
nie miałam zamiaru dopuścić do siebie tego, iż mam w końcu stanąć na ślubnym
kobiercu. Z pewnością są kobiety dojrzalsze, w jego wieku, bądź nieco młodsze,
ale czemu padło akurat na mnie? Ale ty jesteś inna, wyjątkowa, jedyna w swoim
rodzaju, więc nie odrzucaj mnie, bo zmusił cię los do bycia moją żoną, dobrze?,
te słowa szumiały niebezpiecznie w mojej głowie. Odtwarzałam w pamięci
wszystkie jego słowa wypowiedziane do mnie, nadal się nad nimi głowiąc. Pokręciłam
głową z niedowierzaniem.
Więc nie odrzucaj mnie, nie odrzucaj mnie, nie odrzucaj mnie. Nie
odrzucę.
Spojrzałam na zegarek, po czym zeszłam szybko z parapetu i
ruszyłam na kolację, przebrana w kremową sukienkę. Zdjęłam po drodze szpilki,
które przeszkadzały mi w biegu, wzięłam je w dłonie i zaczęłam biec przed
siebie.
Przed drzwiami założyłam ponownie szpilki i poprawiłam sukienkę
oraz swoją fryzurę. Weszłam pewnym krokiem, próbując uspokoić oddech.
– Przepraszam za spóźnienie, coś mnie zatrzymało.
Wydusiłam tylko, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Usiadłam koło swojej siostry, a ta spojrzała na mnie porozumiewawczo, a
Tatiana, która weszła do jadalni spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
– Kochanie, usiądź koło księcia Sebastiana, Tatiana poprosiła mnie
by mogła usiąść koło Eugenii – powiedziała melodyjnym głosem moja rodzicielka,
a ja posłusznie wstałam i usiadłam po prawej stronie Sebastiana, który
uśmiechnął się ciepło w moją stronę.
Pokręciłam głową.
Czy tak już miało być zawsze?
*
Hej, hej, hej!
Wróciłam tutaj po dwudziestu dniach, cóż... :o, długo mnie nie
było wprawdzie,
miałam rozdziały dodawać co tydzień, ale kompletnie nic z tego nie
wyszło, przepraszam!
Biorę się do roboty, mój zapał jest nie do opisania, więc
czekajcie wytrwale na nowy rozdział,
który pojawi się na pewno piątego stycznia albo wcześniej, zależy!
;))
Życzę Wszystkim wybuchowego, niepowtarzalnego i niewiarygodnie
szczęśliwego
Nowego Roku! By ocenki dobre były, byście wspominali ten rok jak
najlepiej i najdłużej!
Liarhell