Usłyszałam dźwięczny chichot. Eugenie,
przeszło mi przez myśl, miałam ochotę ją zabić, choć mnie naturalnie nie
wypadało. Otworzyłam zaspana oczy i spojrzałam na swoją siostrę, która
bezczelnie grzebała w mojej szkatułce, gdzie trzymałam najważniejsze - drobne -
rzeczy. Ona dobrze wiedziała, że nie może dotykać właśnie tej kasetki, a zrobiła to! Jędza
mała, pomyślałam.
– Eugenie, lepiej się chowaj – wycedziłam przez zęby, a ona jak
oparzona zamknęła szkatułkę, biorąc coś z niej i odłożyła ją na miejsce, w tym
samym czasie wygramoliłam się z łóżka, nie zaprzątając sobie głowy zakładaniem
obuwia na nogi. – No to już nie żyjesz. – Dodałam szybko, a ta jak na zawołanie
zaczęła uciekać. Wybiegłam za trzynastolatką.
Biegłam za nią, nie patrząc na mijanych ludzi – wszędzie pałętała
się służba. Wleciałam za siostrą do pomieszczenia, nie zważając na to czy ktoś
jest w środku, czy też nie. Prychnęłam głośno, po czym usłyszałam ponownie
chichot tym razem nie mojej siostry, przez jedno ucho wleciało, przez drugie
wyleciało. Powolnymi krokami zbliżałam się do brązowowłosej(Eugenie).
– Oddaj mi to! – wycedziłam ponownie, a ona z radosnym uśmiechem
pokręciła głową. – Eugenie, masz mi natychmiast oddać to co wzięłaś z mojej
szkatułki. – W moim głosie można było usłyszeć podirytowanie i nacisk na dwa
ostatnie słowa. Byłam zła, bardzo zła. A wściekła Beatrice, to nieobliczalna
Beatrice.
– Ach, dziewczęta! – usłyszałam głos matki, wywróciłam oczami i
odwróciłam się przodem do zgromadzonych. Byli tam wszyscy; moi rodzice, książę
Sebastian, księżniczka Tatiana i małżonkowie. Wszyscy byli rozbawieni, choć w
oczach mojej matki mogłam ujrzeć lekkie zdenerwowanie, natomiast w oczach
Sebastiana zwyczajne rozbawienie oraz zaciekawienie.
– To niech mi odda! Dobrze wiedziała, że nie może tykać moich
rzeczy – zawołałam zdenerwowana. Ani trochę nie było mi do śmiechu.
Powstrzymywałam się od tego by nie powiedzieć swojej siostrze co o niej myślę,
choć… nie, to odpada! Nie mogę zrobić czegoś takiego.
– Nie oddam ci – powiedziała melodyjnym głosem brązowowłosa. Na
mojej twarzy zagościł łobuzerski uśmieszek.
– Czyżby? A mam powiedzieć rodzicom, co zrobiłaś ostatnio? –
spojrzałam jej prosto w oczy, unosząc brew. – To już nie będzie tak miło,
siostrzyczko. – Dodałam już ciszej. W milczeniu podała mi to co zabrała z
kasetki i kiwnęłam głową. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem w piżamie
składającej się z krótkich spodenek i luźnej bluzki. Uśmiechnęłam się niewinnie
w stronę zgromadzonych i kiwnęłam głową, próbując wyjść jakoś cało z sytuacji.
– A teraz przepraszam, pójdę… się przygotować – oznajmiłam i
szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Odetchnęłam z ulgą i powolnym krokiem
ruszyłam do swojego pokoju. Byłam zażenowana, tym faktem jak wyglądałam w ich
obecności. Spuściłam głowę w dół, mijając wszystkich.
Usłyszałam na sobą męski, nieco zachrypnięty głos. Spanikowana
zaczęłam iść szybciej, nie chciałam rozmawiać z nikim, zwłaszcza z Sebastianem,
który wytrwale szedł za mną.
– Beatrice, proszę stój – powiedział swoim zmysłowym głosem, a ja
jak na rozkaz zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. Uległam, po prostu
uległam. Spojrzałam mu w oczy, a na mojej twarzy pojawił się sztuczny
uśmieszek. – Musimy porozmawiać z naszymi rodzicami, więc przyjdź na śniadanie,
za dwadzieścia minut, dobrze? – Oznajmił i odwzajemnił mój uśmiech.
Kiwnęłam głową, milcząc cierpliwie, cofnęłam się i ruszyłam z
powrotem do miejsca, gdzie spędzałam większość mojego czasu. Usłyszałam
westchnięcie i odwróciłam się przodem do księcia. Uniosłam brew zaciekawiona.
– Coś się stało? – mruknęłam niewyraźnie, ale wiedziałam, że
zrozumiał. Spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi czekoladowymi oczami, a mi
momentalnie nogi się ugięły. Jego tęczówki wyrażały smutek, zmieszanie i coś
czego rozpoznać nie umiałam. Czułam, że jego nastrój udzieli też się mnie.
Zagryzłam dolną wargę nie wiedząc co powiedzieć.
– Wiem, że nie chcesz wychodzić za mąż, niestety taka jest kolej
rzeczy – szepnął na tyle głośno, bym usłyszała. Kiwnęłam głową, spuszczając
wzrok na jego swoje ręce. Wzięłam głęboki oddech, po czym spojrzałam na niego
ponownie. Odsunęłam się szybko od niego, gdy podszedł bliżej i ruszyłam bez
słowa do swojego pokoju.
Boję się…
*
Weszłam bez pukania do jadalni, widząc, że Eugenie i Tatiany nie
ma. Nie wiedziałam czy mam się bać, czy śmiać. Szczerze powiedziawszy miałam
ochotę stamtąd wyjść, po czym wyjść do ogrodu albo na miasto, pragnę korzystać
z życia, z pięknej pogody na dworze. Usiadłam spokojnie na krześle, po chwili
drżącymi dłońmi nalałam sobie soku.
Cisza bardzo mnie irytowała.
– Słucham.. – powiedziałam zniecierpliwiona. Spojrzałam na nich i
kiwnęłam głową by mówili w końcu.
– Powinniście ustalić najszybszą datę ślubu, Beatrice – odezwała
się matka Sebastiana, a brew mimowolnie powędrowała do góry. – Nie chcieliśmy
by Twoja siostra i moja córka słyszały o czym mówimy, więc śniadanie zjedzą w
ogrodzie. – Dodała po chwili, a ja kiwnęłam głową na znak, że doskonale
rozumiem co mówi. Nałożyłam sobie sałatki, spojrzałam na Sebastiana, który
spojrzał na mnie z radosnymi iskierkami w oczach. Na samą myśl uśmiechnęłam
się. Może to małżeństwo to nie taki zły
pomysł? Beatrice co ty do diaska
wygadujesz?!, skrzyczałam się w myślach i spuściłam wzrok na talerz.
– No dobrze – usłyszałam głos ojca. Westchnęłam i życzyłam
wszystkim smacznego. Zaczęłam powoli konsumować danie. – Może za miesiąc?
Dokładnie czwartego sierpnia, cudowna pogoda, goście… wielkie weselisko! –
Zawołał z entuzjazmem, a ja jak na złość; zakrztusiłam się. Nie rozumiałam
dlaczego ten pośpiech, nie moglibyśmy poczekać choć… całe życie? Przecież
nigdzie nie ucieknę… no chyba, że sprzed ołtarza w dniu ślubu. Spojrzałam na
nich dookoła, czując męską dłoń na moich plecach, przeszedł mnie przyjemny
dreszcz i chyba osobnik, który mnie dotykał dobrze o tym wiedział, bo
usłyszałam chichot Sebastiana. Wywróciłam oczami wzdychając ciężko.
– Czy nie możemy z tym poczekać…? Tak do końca mojego życia? –
uśmiechnęłam się niewinnie, gdy nagle poczułam na swojej dłoni inną. Spojrzałam
na mojego… narzeczonego pytającym wzrokiem, on uśmiechnął się tylko i pokręcił
głową, że się nie zgadza. – Czyli czwarty sierpnia. – Dodałam cicho, a ojciec
klasnął rozentuzjazmowany.
– Ach, doskonale! – zawołał Król Hallov. Skończyłam jeść sałatkę,
pogładziłam się po brzuchu, czując narastający strach. Strach przed czwartym
sierpnia.
– No i potem zostaje nam czekać na wnuki – odezwała się ciepło w
naszą stronę matka Sebastiana.
– Ja sobie tego nie wyobrażam… ja i dziecko? Jestem za młoda,
dajcie mi jeszcze jakieś dziesięć lat – powiedziałam szybko, po chwili
milczenia usłyszałam wesoły śmiech. Spojrzałam na dwudziestolatka.
– No co było w tym śmiesznego? – szepnęłam mu na uszko, trochę…
zmysłowym głosem. Jeśli mogłam go nazwać zmysłowym, po prostu nieco, hm,
zachrypnięty z domieszką śmiałości. Zachichotałam widząc jego reakcję. Wstałam
i ruszyłam w kierunku drzwi, przepraszając. Musiałam się przewietrzyć.
Beatrice
Hallov… już niedługo.
*
{Nie sprawdziłam w ogóle tego rozdziału, jest krótki, byście nie umarli z nudów ;p
Przepraszam, że dodaję post co drugi miesiąc lub w ogóle co miesiąc, ale serio!, mam już kawałek następnego, wystarczy dopisać tu i ówdzie, co nieco i będzie gotów! Trzymajcie kciuki!
Kocham Was, Pyszczki! Dziękuję za dziewięciu obserwatorów, jesteście wyjątkowi ♥!}